piątek, 13 września 2013

Jest port wielki jak....


Nie ma lekko, czas upływa nieubłaganie a i kilogramów w plecach przybyło całkiem sporo. Po kulturowo - tradycyjno - przyrodniczych przeżyciach na ziemiach Torajów wróciliśmy do punktu startowego naszej podróży po Sulawesi, czyli do Makassar. By zaoszczędzić na noclegu dotarliśmy na miejsce nocnym autobusem około godziny 0600. Olewając oszustów taksiarzy udaliśmy się do China Town lokalnym busikiem, gdzie podstępnie wykorzystaliśmy hotel w celu odświeżenia się i przechowania bagażu przez pół dnia za friko. Cały pozostały do odlotu czas poświęciliśmy na pieszą wycieczkę do starego portu przeładunkowego. Na miejscu okazała się jednak, że przy okazji trafiliśmy na ogromny targ rybny, na którym można było dostać wszystko, co żyje na tej szerokości geograficznej w oceanie.
Podczas spaceru odwiedziliśmy także przedszkole, gdzie przez kilkanaście minut obserwowaliśmy zabawy przedszkolaków świętujących dzień niepodległości.


W wyniku tychże odwiedzin zostaliśmy na pożegnanie obdarowani dwoma flagami Indonezji, które później zjednywały nam mnóstwo sympatii u mijanych Indonezyjczyków.

Na sam koniec dotarliśmy w końcu do celu, czyli ogromnego portu w którym dokonywano załadunku i rozładunku tradycyjnych drewnianych żaglowców. Port zrobił na nas duże wrażenie, tym bardziej że stanowił także cmentarzysko dla tych żaglowców których świetność dawno odeszła w niepamięć...


Takim żeglarskim akcentem pożegnaliśmy się z Sulawesi i Indonezją, ale mamy nadzieję że nie na długo, bo jest tu po co jeszcze wrócić. Choć dużo zobaczyliśmy i przeżyliśmy to przecież tak wiele wspaniałych miejsc pozostało nam do odkrycia...

Zdjęcia portu i targu rybnego w Makassar

2 komentarze:

  1. wszystko fajnie - ale zdjecia z martwymi rekinami ? Do tego w koszulce Palacu Mlodziezy Warszawa ?

    To jak zdjecia z safari z martwymi lwami!
    Słonie zabija sie dla dwóch "zębów" - a rekiny dla płetw.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za komentarz. No cóż, ja osobiście nie mam nic przeciwko zabijaniu zwierząt by jej zjeść. Więc nie widzę w tym nic złego. Tym bardziej, że to nie ja złowiłem tego rekina i zrobienie sobie zdjęcia lub nie nie wróciło by mu życia. A co do płetw, ten tu raczej był "dla całości". A co do koszulki... w PM raczej nie chodziło o wegetarianizm czy zbawianie świata, a raczej o dobre wychowanie i zabawę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń